Pomysł filmu – jak mówi sam reżyser – zrodził się w trakcie czytania książki z połowy ubiegłego wieku „Prawdziwe historie zwierząt”. Kristján Loðmfjörð, zainspirowany odkrytymi w lekturze opowieściami, postanowił odnaleźć na islandzkiej prowincji ludzi, którzy doświadczyli niezwykłych historii ze zwierzętami. W rezultacie sportretował trzynastu bohaterów, którzy przed kamerą opowiadają o swoich relacjach, przyjaźniach i kontaktach ze zwierzętami hodowlanymi i domowymi. Są wśród nich historie niezwykłe, podkreślające inteligencję, ofiarność i nadprzyrodzone umiejętności pupilów. Są też takie, które opowiadają o heroicznych czynach zwierząt ratujących życie ludziom, a także historie nadprzyrodzone, transcendentalne, bowiem niektórzy z bohaterów mówią o przekazach i znakach od umarłych zwierząt-przyjaciół, o ich dalszej, duchowej obecności w ich życiu.
W tym wszystkim brakuje trochę zwykłej, powszechnej codzienności opowiadających ludzi, codzienności, w której na pewno czają się owe dusze. Pojawiające się dość rzadko szerokie plany islandzkiego, chłodnego krajobrazu, mają w sobie coś magnetycznego, nasiąknięte są opowieściami narratorów i z całą pewnością mogłyby częściej przerywać ich długie monologi.
W „Bożej łasce” co jakiś czas powraca pieśń religijna, która wybrzmiewa także w finale filmu. Niech żyją długo owce ofiarowane z łaski Pana – słyszymy słowa z ust jednej z bohaterek. Scenografią dla tej sceny jest wnętrze gospodarstwa, w którym dokonano uboju, na hakach wisi świeże mięso. Ten rozdźwięk między słowem a obrazem kładzie cień na opisane w filmie historie – to historie stworzeń pięknych, wrażliwych, bezgranicznie oddanych ludziom, których los wydaje się jednak z góry przesądzony.