Zofia Kowalewska zrealizowała intymny i osobisty portret przedstawiający osoby sobie bliskie, które jednak w swoim długim życiu stanęły kiedyś po różnych stronach barykady. Bohaterami filmu są dziadkowie dokumentalistki. Po 45 latach wspólnego życia staruszkowie postanawiają zorganizować uroczysty jubileusz. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się podniosłe i wzruszające, ale w życiu Barbary i Zdzisława Torhanów nie zawsze tak bywało. Osiem lat temu dziadek pozostawił żonę i wyprowadził się do kochanki. Propozycja zorganizowania jubileuszu jest więc czymś więcej aniżeli rodzinną uroczystością, jest próbą ratowania związku.
A cała akcja rozgrywa się wyłącznie we wnętrzu ciasnego mieszkania. Bohaterowie „podglądani” są najczęściej z sąsiedniego pomieszczenie lub korytarza, dzięki czemu możemy im się przyjrzeć bez ingerencji kamery, są naturalni, a w tej swojej nieskrępowanej postawie są zabawni i uroczy. Ich kłótnie o rzeczy duże i małe budują słodko-gorzki nastrój, raz śmiejemy się, kiedy dziadek usilnie dąży do zakupu swojej wymarzonej szafy z promocyjnej gazetki, innym razem robi się poważniej, gdy na twarzy babci pojawiają się łzy. Ale nawet w takim momencie humor i kontrastowy odcień nie znika, bo łzy na twarzy babci nie przeszkadzają dziadkowi w spokoju zjeść obiad. „Najważniejsze, że jesteś zdrowa” – celnie puentuje łzy Barbary Zdzisław.
Największą siłą filmu „Więzi” jest właśnie to, że Kowalewskiej udało się w swoim debiucie podporządkować klimat filmu historii i bohaterom. Duża w tym zasługa samych bohaterów, którzy są bardzo barwnymi, filmowymi postaciami. Pod ich słodko-gorzkimi kłótniami, kryją się głębokie emocje, skomplikowane relacje. Bo przede wszystkim „Więzi” to film o ludziach, którzy podejmują niełatwą próbę, postanawiają po latach odbudować swoje więzi i żyć razem. Choć ich zachowania często wywołują u nas śmiech, to warto docenić ich odwagę i wzruszyć się ich „prostymi” emocjami.
Daniel Stopa