Zofia Jaroszuk: Od czego zaczęło się Twoje myślenie o ACID RAIN?
Tomek Popakul: Moją główną intencją było odejście od tego, co robiłem do tej pory. Poczułem, że czarno-białe, depresyjne filmy już nie robią mi dobrze, więc chciałem zrobić coś nad czym dobrze by mi się pracowało, na taki temat, który lubię. Tym tematem okazały się imprezy z muzyką elektroniczną, której dużo słucham i na które często chodzę. Naturalną konsekwencją tego wyboru były inspiracje związane przede wszystkim z począkiem sceny rave na świecie ze specjalnym odcieniem środkowoeuropejskim. Zależało mi, żeby pokazać atmosferę tamtych lat – począwszy od mody, przez muzykę po krajobraz oddając specyfikę tego retro postkomunistycznego szyku z całą jego surowością i melancholią. Chciałem odtworzyć atmosferę epoki, którą wielu nazywało drugim latem miłości, tym razemprzeżywanego w ortalionowych dresach, z używkami, innymi kolorami i przede wszystkim z głośniejszą i żywszą muzyką.
Jak wyglądała dokumentacja, którą przeprowadziłeś przy okazji pracy nad filmem?
Reserch był bardzo przyjemny i satysfakcjonujący. Głównym odniesieniem było dla mnie pojęcie duchologii spopularyzowane przez Olgę Drendę jako estetykę czegoś z przeszłości, doświadczanego jako bardzo mgliste wspomnienia z dzieciństwa, które de facto nigdy nie były twoim udziałem. Termin ten Drenda odnosi do lat transformacji, gdzie pozostałości rzeczywistości komunistycznej mieszały się z po omacku tworzonym kapitalizmem. Początek sceny rave i wejście muzyki elektroniczej do Polski zbiegło się właśnie z początkiem wolności
i zachłyśnięciem się Polaków wszystkim co nowe. Dla mnie osobiście, to czas, który pamiętam jak przez mgłę, ale dla filmu stał się on mocnym punktem odniesienia. Przygotowując się do filmu przeprowadziłem serię wywiadów ze znajomymi, którzy dobrze pamiętają atmosferę tamtych lat. Film jest jednak achronologiczny i nie rozgrywa się w jednym konkretnym momencie – to raczej moje wyobrażenie i wizja lat dziewięćdziesiątych.
ACID RAIN jest Twoim pierwszym kolorowym filmem, po czarno-białych i monochromatycznych „Ziegenort” i „Black”. Jak wyglądała praca nad tworzeniem koncepcji kolorystycznej filmu oraz w jaki sposób osiągnąłeś efekt retro w obrazie?
Dużym problemem i wyzwaniem było dla mnie zapanowanie nad kolorami. Kluczową kwestią było ograniczenie palety barwnej. Pracując nad tym aspektem obserwowałem stare techniki drukarskie m.in. drzeworyt japoński, gdzie technika narzuca artyście duże ograniczenia, bo każda warstwa koloru powstaje jako osobna odbitka. To ograniczenie daje jednocześnie bardzo wyjątkowy efekt estetyczny pozwalający uniknąć kolorystycznego chaosu. Od początku chciałem, by ACID RAIN był mocno wystylizowany. W tym celu przywołałem kolorystykę fluorescencyjnych malowideł i gadżetów charakterystycznych dla psytrance łącząc ją z odcieniami szarości odzwierciedlającymi odcienie Europy Wschodniej z jej omszałością, podrdzewiałością i zaniedbaniem. Połączyłem te dwie palety i w ten sposób powstała docelowa kolorystyka filmu. Dodatkowo stylizując obraz zależało mi, by poddać go efektom rozmycia i zaziarnienia. W filmie praktyczne nie ma czerni, bo konsekwentnie zastosowałem w nim efekt spłowienia, który można porównać do pewnego rozcieńczenia kolorów przez upływ czasu.
Swoje filmy tworzysz od lat w bardzo autorskiej technice łączącej możliwości technologii 3D z animacją rysunkową 2D. To bardzo pracochłonna technika, co daje Ci to narzędzie artystycznie?
W technice, w której pracuję ważna jest dla mnie możliwość pracy kamerą i taką możliwość daje mi właśnie technologia 3D. Bardzo dużo opowiadam kamerą – robię matestershoty i bardzo filmowe ujęcia, na które ciężko wpaść rysując animację 2D ze względu na skomplikowanie niektórych skrótów perspektywicznych i ujęć, które po prostu potwornie ciężko jest narysować. Drugim, zdecydowanie bardziej skomplikowanym etapem pracy jest upodobnienie materiału 3D do filmu rysunkowego, który osobiście najbardziej lubię. Najciekawszym odniesieniem wśród sztuk wizualnych jest dla mnie ilustracja książkowa z płaskimi kolorami, mocnym konturem i syntezą kształtów, więc w moich filmach zawsze dążę do osiągnięcia podobnego efektu.
Porozmawiajmy chwilę o scenariuszu. Historia, którą opowiadasz w ACID RAIN jest niezwykle fabularna i pobrzmiewają w niej wyraźne inspiracje takimi gatunkami jak kino drogi czy teenage movie.
Myśląc o scenariuszu zaczynam od pewnego mocnego obrazu. W tym przypadku była to scena, w której bohaterka kąpie się w zaciągniętym rzęsą bajorze, pali fajkę i kiepuje do puszki. To z jednej strony bardzo wakacyjny obraz, a z drugiej strony ma on w sobie pewną dozę zdegenerowania, co moim zdaniem bardzo dobrze określiło klimat filmu. Lubię kino gatunkowe i zgadzam się z tym że ACID RAIN jest to film drogi, a w zamierzeniu miał to być też teenage movie – jeden z moich ulubionych gatunków w ogóle. Wychodząc od pewnego gatunku lubię go wykoślawić, po to by przełamać konwencję. Lubię proste konstrukcje i mocne relacje. Zazwyczaj rozgrywam historie między dwójką bohaterów – chłopakiem i dziewczyną pozostających w bliżej nieokreślonej relacji. Zawsze pojawia się też trzecia postać, która tę relację zaburza. Pracując nad scenariuszem zawsze staram się napisać parę mocnych scen, które widz zapamięta po wyjściu z kina. Kolejnym etapem jest nanizanie tych scen i elementów na nitkę spójnej fabuły.
Film jest też bardzo rozpoznawalny ze względu na fantastyczną ścieżkę dźwiękową. Sam, oprócz animacji zajmujesz się muzyką. Dlaczego nie chciałeś zrobić muzyki do filmu sam?
Nie zrobiłem muzyki do filmu, bo chciałem wykorzystać pracę nad filmem jako sposobność do skontaktowania się z ludźmi, których podziwiam i których od dawna słucham. Wśród artystów, których można usłyszeć w filmie są m.in. Jerome Hill – weteran gatunku, Andy Jenkinson – kultowy twórca acidowych kawałków tworzący pod pseudonimem Ceephax Acid Crew czy Lou Karsh z Australii, który jest dowodem na to, jak żywa jest nostalgia za epoką lat 90.tych – Lou mimo młodego wieku tworzy kawałki, które są żywcem wyjęte z tamtej epoki. Wybierając utwory polskich twórców sięgnąłem po kawałki mojego znajomego – Artura Olesia – Chino i Karola Su/Ki, którego kawałki są bardzo głęboko osadzone w tamtym czasie, w tamtym miejscu i tamtym stanie ducha, dlatego cieszę się, że zgodził się by utwory znalazły się w filmie.
Film od stycznia tego roku jest pokazywany na festiwalach zdobywając nagrody, uznanie krytyków i publiczności. Jakie emocje towarzyszyły Ci przed pierwszymi pokazami?
Przy każdym pokazie czuję pewne stremowanie. Zwłaszcza, że w filmie jest kilka kontrowersyjnych scen. Naprawdę odetchnąłem w momencie gdy po pokazie podchodziły do mnie dziewczyny i mówiły, że rozumieją motywację bohaterki lub były w podobnej relacji. Obawiałem się czy jestem w stanie sprawiedliwie przedstawić w filmie dziewczęcą postać, dlatego ucieszyły mnie te pierwsze reakcje. Chciałem by ten film był szybki, kolorowy, głośny i popkulturowy i mam wrażenie, że to się udało, czego namacalnym dowodem jest to, że film otrzymał dwie nagrody publiczności. Dla mnie to jednyna prawdziwa i bezdyskusyjna nagroda. Tutaj weryfikacja jest prosta i można ją przyrównać do sytuacji na imprezach tanecznych – albo to co robisz podoba się ludziom i tańczą, albo wychodzą na papierosa.
Magazyn „Focus on Poland” 9 (1/2019)